Kolejna legenda, którą poznacie w naszym cyklu artykułów, związana jest z Katedrą pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, czyli z jednym z najbardziej charakterystycznych i najważniejszych budynków w mieście.

Położenia katedry chyba nikomu wskazywać nie trzeba, ale gdyby dotarł tutaj jakiś zagubiony turysta lub nowy mieszkaniec Wrocławia, oto gdzie jej szukać:

 

Ten XIV-wieczny, gotycki budynek, stojący na podwalinach kilku innych, wcześniejszych katedr, z pewnością skrywa w sobie wiele tajemnic. Poznajcie więc jedną z nich….

Legenda w skrócie

Pewnego razu żył we Wrocławiu młody chłopak, czeladnik bardzo wpływowego i bogatego złotnika. Zakochany był ze wzajemnością w córce swojego mistrza, lecz ich miłość pozostawała ścisłą tajemnicą – ona wymykała się wieczorami do ogrodu, kryjąc się przed swoim ojcem, on natomiast w przerwach od pracy niepostrzeżenie wychodził z warsztatu. Ich miłość kwitła i chłopak postanowił ją ucieleśnić dla swojej ukochanej – w tajemnicy przed mistrzem wytopił dla niej srebrny pierścień. Dziewczyna w zamian podarowała mu wyhaftowaną przez siebie chustkę, bardzo uważając, by nie ujawnić się przed ojcem, który nie byłby zadowolony z jej wyboru partnera. Mogła bowiem mieć praktycznie każdego ze względu na pozycję swojego ojca, a wybrała ubogiego czeladnika, nieposiadającego żadnego majątku.  Kochankowie bardzo się bali, że zostaną przyłapani na schadzkach i ich romans będzie musiał się zakończyć, mimo, iż ślubowali sobie wierność aż do śmierci. Jedyne osoby, które wiedziały o łączącym ich uczuciu, to opiekunka dziewczyny, która ułatwiała jej wieczorne ucieczki z domu, oraz inny czeladnik pracujący w tym samym warsztacie, ogromnie zazdrosny o dziewczynę. Z chęci zemsty i poczucia niesprawiedliwości pewnego dnia wydał sekret zakochanych złotnikowi. Ten, niedowierzając, postanowił przekonać się na własne oczy – wieczorem udał się we wskazane miejsce, gdzie ponoć miały odbywać się potajemne schadzki jego córki i ucznia. Rzeczywiście, zobaczył ich i nie zastanawiając się ani przez chwilę, przegonił chłopaka z ogrodu, wrzeszcząc na niego i wymachując laską. Mimo jej gorliwych zapewnień, że łączy ich prawdziwa miłość, zagroził córce, że będzie trzymał ją pod strażą aż do dnia, w którym sam wybierze dla niej odpowiedniego partnera.

Dziewczyna od tej pory spędzała swoje dni w zamknięciu, gdzie odwiedzała ją tylko jej opiekunka. Z tęsknotą obracała w palcach podarowany jej pierścień, wspominając ukochanego. On natomiast, wystraszony groźbami, wyjechał z Wrocławia. W chwili, w której opuszczał miasto, po raz ostatni na nie spoglądając, przysiągł, że wróci dopiero wtedy, gdy stanie się tak bogaty, że mistrz – złotnik sam poprosi go o wzięcie ślubu z jego córką.

Przez długie miesiące tułał się po miasteczkach i wsiach, nie mogąc nigdzie znaleźć pracy ani zagrzać miejsca – nikt nie ufał przybyłemu nie wiadomo skąd przybłędzie. Gdy zaczęła nadciągać zima, nad chłopakiem zawisł wyrok rychłej śmierci, jeśli nie uda mu się znaleźć źródła utrzymania. Z braku innego wyjścia, dołączył do bandy zbójców, która go napadła. Nie miał przy sobie niczego, co mógłby oddać, zgodzili się więc go do siebie przyjąć. Został rozbójnikiem i jego los znacznie się odmienił – zaczął się bogacić, napadając na podróżnych kupców i wieśniaków niosących sakwy ze złotem.  Przez cały ten czas ani na chwilę nie porzucił myśli o ukochanej dziewczynie – mówił sobie, że zło, które wyrządza, wyrządza w imię miłości. Obiecał Bogu, że gdy połączy się z wybranką, złoży do kościoła ogromną ofiarę w ramach zadośćuczynienia.

Mijał czas, a imię rozbójnika zaczęto powtarzać na całym szlaku handlowym, łączącym Wrocław z Pragą. Był znany z wyjątkowego okrucieństwa i przelewania krwi bez mrugnięcia okiem. Wieść dotarła także do jego ukochanej, która nie potrafiła uwierzyć, że to właśnie on, jej wybranek, jest tym zimnokrwistym zbójem. On natomiast nie wierzył w to, że bogactwo, które zgromadził do tej pory, wystarczy do kupienia ręki dziewczyny, napadał więc i rabował przez następnych kilkanaście lat, aż w końcu stanął na samym czele zbójeckiej bandy. Dopiero wtedy uznał, że przyszedł czas, by prosić o rękę córki mistrza. Odmieniony za sprawą bujnej brody, udał się z powrotem do Wrocławia.

Stanąwszy przed obliczem swojego dawnego mistrza, pełen dumy i pewności siebie, oznajmił, że jest tym samym chłopcem, którego przed laty złotnik przegnał ze swych włości i teraz przyjechał, by kupić od niego rękę jego córki. Złotnik, zaślepiony ilością oferowanych bogactw, od razu pobiegł po dziewczynę do jej celi. Ona jednak słyszała rozmowę mężczyzn, w której jej były kochanek przyznał się, że zgromadził pieniądze, odbierając je innym ludziom, i poczuła do niego nie dawną miłość, ale odrazę. Zbójnik nie przyjął jednak do wiadomości, że został odrzucony, i obarczył winą złotnika, któremu zapowiedział, że jeszcze pożałuje swojej decyzji sprzed lat. W nocy zakradł się pod jego mieszkanie w kamienicy na Rynku i podłożył ogień. Zadowolony ze swojego występku, przebiegł przez most Piaskowy na Ostrów Tumski, a następnie wspiął się na wieżę katedry, by z wysokości popatrzeć na dokonane dzieło zniszczenia. Wychylił się przez małe okienko i zobaczył, że mimo prób ugaszenia pożaru, strawił on prawie całą kamienicę. Zadowolony mężczyzna chciał wycofać się z okienka, ale z jakiegoś powodu mu się nie udało. Jego głowa nie mogła ruszyć się z miejsca. Szarpał się i próbował wyrwać, ale jego wysiłki zdały się na nic – wokół jego głowy zaczął się zaciskać mur, a szczelina okienka za nic nie chciała go wypuścić. Mężczyzna został tam już na zawsze, a jego przerażone oblicze nadal tkwi w miejscu, w którym oglądał przez okienko podłożony przez siebie ogień.

Czym tak naprawdę jest kamienna głowa w ścianie katedry?

Nie wiadomo do końca, jakie jest pochodzenie ani znaczenie tego architektonicznego szczegółu, który zdaje się zupełnie nie pasować do reszty. Możliwym jest, iż głowa ma takie samo pochodzenie, jakie prawdopodobnie ma „kluska” z Kluskowej Bramy – mianowicie jest to element pochodzący z wcześniejszego budynku, znaleziony w okolicy i umieszczony w nowej katedrze. Być może pochodzi z katedry – poprzedniczki tej z XIV wieku? Inna teoria mówi, że jest to wizerunek głównego budowniczego, który tylko w taki sposób mógł sam siebie upamiętnić. Nie wiadomo do końca, czy któraś z tych teorii jest w jakikolwiek sposób prawdziwa. Może faktycznie jest to skamieniała głowa zdeprawowanego kochanka sprzed lat…?

Przeczytaj też poprzednią legendę o Kluskowej Bramie: TUTAJ

Tekst: Olena Banaś

Źródło legendy: Mariusz Urbanek „Mostek Czarownic. Baśnie wrocławskie”
Foto: Fotopolska
Mapa: Google Maps