Jednym z najbardziej obfitujących w tajemnice i legendy miejsc we Wrocławiu jest kościół pod wezwaniem świętej Marii Magdaleny, znajdujący się u zbiegu ulic Szewskiej i Łaciarskiej. Oprócz słynnego Mostku Czarownic, z którym także wiąże się pewna legenda (o niej już wkrótce),  krył on w sobie niegdyś pewien dzwon…

Pewnego razu we Wrocławiu żył mistrz ludwisarski Michał. Specjalizował się w wyrobie armat oraz dzwonów – jedne zmieniał w drugie w zależności od tego, czy panowała wojna, czy nastawał czas pokoju. Dzwony jego wyrobu miały najczystszy i najpiękniejszy dźwięk, dlatego to właśnie jemu powierzono pewne bardzo ważne zadanie – wykonanie dzwonu, który miał zawisnąć w kościele Marii Magdaleny. Sprawa była dla wrocławian tak istotna, a mistrz Michał tak przez nich szanowany, że mieszczanie sami przynosili mu materiały do wykonania dzwonu, aby mieć swój udział w jego powstawaniu – ofiarowywali niepotrzebne już garnki oraz często cenną biżuterię.

Gdy praca była już prawie ukończona, a Michał czekał, aż metal rozgrzeje się do odpowiedniej temperatury, postanowił w międzyczasie uraczyć się winem. Zawołał do siebie swojego zaufanego czeladnika i rozkazał mu pilnować paleniska, by temperatura nie spadła, a metal nie przestał kipieć.  Zagroził mu także, że jeśli za wcześnie dotknie czopu zamykającego tygiel, ich kilkumiesięczna praca pójdzie na marne, a mieszczanie bardzo się zawiodą, dlatego pod żadnym pozorem nie wolno mu tego zrobić.

(Kościół Marii Magdaleny w 2017 roku)

Czeladnik jednak nie potrafił powstrzymać się przed wypróbowaniem własnych sił – on także chciał mieć swój udział w powstaniu dzwonu, chwycił więc drewniany kij i z całą swoją mocą uderzył w czop. Wtem całą pracownię objął dym, wypłynął czerwony, rozgrzany metal. Pierwszym odruchem czeladnika była chęć ucieczki jak najdalej za miasto, po chwili zastanowienia uznał jednak, że rozsądniej będzie jak najszybciej powiadomić mistrza. Odnalazł go w winiarni na Rynku, gdzie ten oddawał się chwili relaksu. Czeladnik natychmiast padł na kolana przed Michałem i zaczął błagać go o przebaczenie grzechu, dopiero później resztką sił tłumacząc, co właściwie zaszło. Mistrzem Michałem pokierował jednak szaleńczy gniew na myśl o zaprzepaszczonej pracy – chwycił leżący na stole nóż i wbił go czeladnikowi w serce. Gdy dotarło do niego, co uczynił, nie mogąc otrząsnąć się z szoku i rozpaczy pobiegł do swojej pracowni, lecz tam jego żal stał się jeszcze większy – oto bowiem wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak od początku powinno, dzwon był nienaruszony, a młody chłopak stracił życie za błąd, którego nie popełnił.

Następnego dnia Michał, jeszcze bardziej pogrążony w rozpaczy, udał się do sądu grodzkiego,  aby samodzielnie przyznać się do popełnionej zbrodni. W zamian za otwarte wyznanie swojej winy chciał jedynie, by pozwolono mu ukończyć dzwon, na którego dźwięki czekał cały Śląsk. Tym sposobem wspaniały dzwon dla kościoła Marii Magdaleny został ukończony w cztery dni po feralnym wydarzeniu. Mistrz Michał  nie uczestniczył już jednak w procesie wciągania go na wieżę kościoła – tego samego dnia, gdy dzwon zawisnął na przeznaczonym sobie miejscu, zbrodniarz Michał ponownie stanął przed sądem w Ratuszu, gdzie wydano na niego wyrok śmierci pod toporem kata.

(Na zdjęciu kościół Marii Magdaleny w 1938 roku)

 

Następnego dnia na Rynku, tuż obok pręgierza, Michała poprowadzono na szafot. Przed śmiercią miał jeszcze jedno życzenie – chciał usłyszeć dźwięk dzwonu, który stanowił dzieło jego życia i doprowadził do śmierci jego oraz niewinnego chłopca. Jego prośba została spełniona – przez bramy życia wiecznego przeprowadził go czysty, piękny, ale i żałośnie smutny dźwięk dzwonu. Od tamtej pory postanowiono, że dzwon, który mianowano Dzwonem Grzesznika,  będzie już zawsze towarzyszył skazańcom w drodze na szafot.

 

Legenda a rzeczywistość

Dzwon Grzesznika, zwany również Dzwonem Skazańców,  istniał naprawdę. Został odlany w 1386 roku i zawisnął w południowej wieży kościoła Marii Magdaleny. Jego twórcą był prawdopodobnie ludwisarz nazwiskiem Michał Wilde, którego warsztat mieścił się przy dzisiejszej ulicy Piotra Skargi. Dzwon ważył ok. sześciu ton, miał 180 cm wysokości oraz 6,3 m obwodu. Swoje miejsce zajmował do 1945 roku, kiedy po zakończeniu wojny wieża kościoła runęła, a dzwon rozbił się na kawałki.

W podwórku, gdzie podobno mieściła się ludwisarnia Michała Wilde, możemy dziś zobaczyć płaskorzeźby przedstawiające mistrza oraz jego żonę, a także lwa trzymającego tarczę z symbolicznymi wizerunkami kościoła oraz dzwonu.

Tekst: Olena Banaś

Źródła: Mariusz Urbanek „Mostek Czarownic. Baśnie wrocławskie”, dolnyslaskwita.pl
Foto: Fotopolska