Gazomierz, kosz na ziemniaki, pudło na kapelusze – takimi uszczypliwymi epitetami określali projekt Hali Stulecia koledzy Maxa Berga z rady miejskiej. Pomysł wydawał się im ekscentryczny, zbyt monumentalny i zwyczajnie brzydki. W końcu jednak Bergowi udało się przekonać radnych, przedstawiając swój projekt innowacyjną metodą – za pomocą przeźroczy. Ale na tym nie skończyły się jego problemy. 

Odkręć mi tę śrubkę

Choć dzisiaj wiemy, że żelbetonowe budynki, przy zachowaniu odpowiedniej konstrukcji, są bardzo wytrzymałe, ówcześni mieszkańcy Wrocławia nie byli jednak co do tego przekonani. Stalowe konstrukcje budziły wśród nich dużo większe zaufanie. Dlatego, kiedy robotnikom kazano usunąć rusztowania, zastrajkowali. Max Berg nie mógł w żaden sposób ich do tego przekonać.

Ponoć w geście rezygnacji poprosił przypadkowego przechodnia, żeby w zamian za złotą markę, odkręcił razem z nim pierwszą śrubę luzującą szalunek. Kiedy się już z tym uporali, zawstydzeni robotnicy nie mieli wyboru. Musieli wziąć się do pracy. Dzięki temu Hala Stulecia „stanęła o własnych nogach”, udowodniając rację Berga.

Jednocześnie okazało się, że dziwaczna forma budowli, zgodnie z założeniami Berga, zapewnia doskonałą akustykę. Wkrótce mógł się o tym przekonać sam następca tronu, książę Fryderyk Wilhelm, podczas otwarcia Wystawy Stulecia. ( Czytaj: Lilipucią kolejką przez Wystawę Stulecia -> http://miejscawewroclawiu.pl/lilipucia-kolejka-przez-wystawe-stulecia-miejsca-we-wroclawiu/)

 

Po mojemu albo wcale!

Max Berg to postać bezkompromisowa. Kiedy miał jakąś ideę, musiała ona wejść w życie w całości, bez cięć i ugodowych zmian. Przecież wieżowce, które chciał ulokować w centrum Breslau, mogły być niższe, mniej monumentalne, a co za tym idzie: tańsze. W końcu co stało na przeszkodzie, aby zmienić kształt Hali Stulecia tak, by nie przypominała radnym „pudła na kapelusze”. Ale czy wtedy zostałaby wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO?

Brak ustępstw cechował go także, kiedy przez dwanaście lat sprawował funkcję miejskiego radcy budowlanego. W tym okresie zasiadał również w sądzie konkursowym, m.in. z Brunonem Mőhringiem – znanym i renomowanym w całym zachodnim świecie architektem.

Kiedy podczas jednego z konkursów okazało się, że reszta jury nie głosowała zgodnie z gustem Maxa Berga, ten nie podpisał się pod werdyktem. Wynik konkursu i tak uznano, ale zachowanie Berga uznano za skandaliczne.

Od tego czasu konflikt z radą miejską wciąż się zaostrzał, a Berg czuł się w Breslau niechciany. W 1925 roku zgodził się porzucić funkcję miejskiego radcy budowlanego, ale dopilnował, by w dokumentach związanych z rezygnacją zawarto, że pensja będzie mu wypłacana do końca jego kadencji, czyli aż do 1933r.

 

Szaleniec czy wizjoner

Mimo skandalicznych okoliczności odejścia z urzędu Berg zachował swój autorytet i w 1929 poproszono go, żeby został jednym z sędziów konkursu na miejską kasę oszczędności (dziś siedziba Banku Zachodniego na placu Solnym) U schyłku życia Berg wyjechał do Berlina, a następnie do Baden-Baden, gdzie zmarł w 1847r.

Wizjonerskie plany Maxa Berga jeszcze długo nie uzyskały uznania wśród urzędników, dopiero kilkadziesiąt lat później projekty założeń urbanistycznych Wrocławia zaczęły spełniać warunki artysty.
Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy Max Berg to wizjoner, czy szaleniec. Jednak z pewnością swoimi pomysłami wyprzedzał ówczesne czasy. Dało mu to status architektonicznego pioniera, ale sprawiło także, że umarł, nie będąc za życia w pełni docenionym.

 

Część 1: TUTAJ

 

Tekst: Kamil Kuchta