Jedną z najbardziej tragicznych katastrof, jakie miały miejsce na Dolnym Śląsku jest wydarzenie, które miało miejsce 24 stycznia 1969 roku we Wrocławiu.
Doszło wówczas do rozbicia samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT o numerze rejestracyjnym SP-LTE. Statek powietrzny wykonywał kurs z warszawskiego Okęcia do wrocławskiego lotniska na Strachowicach. Za sterami samolotu, który wykonywał ten rejs, siedział kapitan Rudolf Rembieliński. Drugim pilotem był Czesław Kamiński, mechanikiem pokładowym – Henryk Kruk. Na pokładzie znajdowało się również 44 pasażerów oraz jedna stewardesa.
W dniu wypadku panowały bardzo złe warunki atmosferyczne
Lądowanie utrudniała gęsta mgła. Maszyna wystartowała z Warszawy o 16:35, a ok. godziny 17:35 znajdowała się w okolicach Wrocławia. Według komisji, która badała ten wypadek, w czasie rejsu, samolot podchodził do lądowania podczas gęstej mgły, gdyż kapitan nie zachował podstawowych zasad bezpieczeństwa i rozpoczął procedurę, choć pas startowy był niewidoczny. Samolot zaliczył twarde lądowanie o godzinie 17.35, w okolicy dzielnicy Muchobór Wielki. Zaczepił o korony drzew, przewody wysokiego napięcia i trakcję kolejową linii Wrocław–Wałbrzych a następnie skosił słupy oświetleniowe. To dzięki jednemu z nich, który stanął na jego drodze, nie wpadł do znajdującego się obok stawu. Po uderzeniu w ziemię z prędkością 200 km/h i staranowaniu powyższych przeszkód zatrzymał się w poprzek drogi. W rejonie nieudanego lądowania znajdowała się Wrocławska Fabryka Mebli. Pracownicy, którzy usłyszeli warkot silników, udali się szybko na miejsce zdarzenia. Mgła była tak gęsta, że nie od razu odnaleźli rozbity samolot.
Ewakuacja z uszkodzonej maszyny przebiegła dość szybko.
Pracownicy fabryki mebli zaprowadzili pasażerów i załogę do jednej z hal produkcyjnych. Wezwano pogotowie i straż pożarną. Kilku podróżnych odniosło drobne obrażenia. Ranni zostali kapitan i drugi pilot. Zostali oni przewiezieni do szpitala. Pozostałą część przetransportowano autobusem do wrocławskiego oddziału LOT-u. To cud, że w przypadku takiej katastrofy nikt nie zginął. W przypadku tej katastrofy nie można mówić o jakiejkolwiek usterce technicznej.
Był to błąd pilota
„Co dziwne, nikt nie krzyczał, żaden z pasażerów się nie odezwał, nie było słychać lamentów, żadnej histerii, kompletna cisza. Miałam świadomość, że zaraz zginę. Zobaczyłam jakby film, sceny z mojego życia” – opowiadała jedna z pasażerek. Po wypadku obaj piloci stracili uprawnienia i zostali zwolnieni z LOT-u. Rozbita maszyna została zutylizowana.
Tragiczny lot do Wrocławia odbywał się maszyną produkcji radzieckiej – An-24, które zostały wycofane przez PLL Lot po roku 1991. Przyczyniły się do tego katastrofy lotnicze z udziałem tych samolotów. Głównym powodem była katastrofa z 2 listopada 1988 r., gdy 32 kilometry od lotniska Rzeszów-Jesionka rozbił się samolot tego typu. W wyniku tego wypadku zginęła 1 osoba.
Tekst: Grzegorz Szein Źródło: Na podstawie tekstu P. Skiersinisa.