Nieszczęśliwe wydarzenie miało miejsce 10 maja 1967 podczas wrocławskiej Żakinady. Około godziny siedemnastej wzgórze było gęste od ludzi. Kilka minut po osiemnastej polonez w megafonach nagle się urywał, a ludzie zaczęli krzyczeć: „Proszę wezwać pogotowie! Zerwały się schody! Są ranni! Proszę osoby z ulicy o wezwanie karetek pogotowia!”. Ławka z widzami przewróciła się całą szerokością i wypchnęła kamienną balustradę. Kawał balustrady spadł z kilku metrów na stojących poniżej studentów. Kamienne bloki wybiły wyrwę w schodach i razem z ludźmi obsunęły się do podziemia.

Donat Zatoński w reportażu „Żakinada. Godz. 18”, który ukazał się w miesięczniku „Odra” we wrześniu 1967 roku, przytoczył m.in. tę zanotowaną na gorąco wypowiedź jednego z bezpośrednich świadków tragedii: „Stałem na najwyższych schodach – powiedział mi bezpośrednio po katastrofie młody człowiek, lat około siedemnastu. Gapiłem się na estradę. Coś zaszurało i poleciało w dół. Myślałem, że to sztandary albo transparenty, albo jakaś inna heca. Potem zobaczyłem, że ktoś skacze do środka, więc też wskoczyłem, co się będę ociągał, nie? Jak zobaczyłem, że tam są ludzie, to najpierw poruszałem rękoma, żeby zobaczyć, czy żyję. Potem, jak zobaczyłem, że ruszam rękoma, wziąłem jedną dziewczynę i wyniosłem z tej dziury na wierzch, potem skoczyłem jeszcze raz i wyciągnąłem jakiegoś faceta.”.

W prasie niewiele pisano o wypadku, dlatego nie wiadomo ile dokładnie osób zostało rannych.

 

Foto:Muzeum Architektury, Fotopolska.