Jasiu pawie oczko. Słynny performer tramwajowy i restauracyjny. Znany nie tylko ze straszenia swoim wyglądem Quasimodo – Jasiu nigdy nie pękał. Umiał sobie radzić w życiu: jak mu się zachciało siusiu, zawsze znalazł jakiś słoik po przetworach i nieskrepowanie dawał upust potrzebie. Jak mu się zachciało pić, lądował „Pod Kasztanami” i wykorzystywał swoją płetwiastą łapkę, jakby badał temperaturę browara.
Ostatnio widziany był na początku lat 90. Przesiadywał często na schodkach podziemnego przejścia przy Świdnickiej. Uczestniczył nawet (chyba przypadek, bo za VIP-a jednak trudno go uznać) w uroczystym otwarciu ruchomych schodów w PDT, wraz z ówczesnym prezydentem Wrocławia, Bogdanem Zdrojewskim.
W pamięci dzisiejszych czterdziestolatków Jasiu jest – nieprawdopodobne! – symbolem wolnego Wrocławia. W sierpniu 1996 roku Magda Mołek w lokalnej telewizji „TeDe” poinformowała o jego śmierci, komentując to zdarzenie jako odejście legendy Wrocławia. Według tej informacji w chwili śmierci miał 48 lat, czyli dziś przekroczyłby sześćdziesiątkę.

Kto z Was go pamięta?

 

 

Foto: M. Ratajczak / Tomasz Mniamos
Część tekstu: blog Barbary Chabior